Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: 29.10.2012
Liczba stron: 136
Nie ma co się rozwodzić na fabułą, ponieważ jest to taka jakby autobiografia, chociaż to też tak nie do końca.
Niekryty Krytyk odkrywa przed nami karty i postanawia nauczyć nas czegoś, co być może się nam kiedyś przyda.
Absolutnie się z tym nie zgadzam, bo w tej książce nie znalazłam nic co mogłoby czegokolwiek nauczyć.
Jeżeli oglądaliście choć jeden z jego filmów, wiecie, że Maciej komentuje różne programy, seriale czy nawet bajki. I moim zdaniem powinien się tego trzymać, a od pisania trzymać z daleka.
Nie znalazłam tam nic przydatnego do życia, a cytaty jakimi posłużył się autor wglądają trochę na wpisane tam na chybił trafił.
Czytając ją odniosłam wrażenie, że czytam o gościu, który ma okropnie rozrośnięte ego i próbuje na siłę sklecić coś co się sprzeda. A promowane nazwiskiem, bo to przecież jutuber, się niestety sprawdza i ludzie, zwłaszcza ci młodzi, pędzą do księgarni aby móc kupić i przeczytać to co szanowny pan Frączyk ma nam do powiedzenia.
Książka jest dosyć stara, bo została wydana w 2012 roku, czyli ponad 4 lata temu.
I moim celem absolutnie nie jest zjechanie tej pozycji po całości, bo naprawdę chciałam w niej znaleźć chociaż jedną rzecz, która by była fajna, ale... nie udało się.
Okej, skłamałam, wybaczcie.
Raz na rozdział się zaśmiałam, bo prawdę mówiąc treść była tak głupia i bezsensowna, że to aż śmieszne.
Najciekawszą rzeczą w tej książce okazał się rozdział 10, gdzie Niekryty wypisał kilak rzeczy, które go wkurzają. I to było w sumie ok. Przecież jesteśmy Polakami, nas denerwuje wszystko.
A i jeszcze był rozdział o pasjach i marzeniach.. Ale to raczej możemy znaleźć w większości postów na blogu i nie trzeba o tym pisać jeszcze w książce.
Książkę przeczytałam w jakieś 1,5 godziny i pozostawiła ona przykry posmak, bo liczyłam na coś zupełnie innego.
Sądzę, że dla młodszych widzów, którzy go oglądają i w sumie postrzegają jako jakiegoś boga, książka będzie super ciekawa i super śmieszna.
Dla osób, które go nie oglądają za wiele lub w ogóle, książka z pewnością wyda się nudna, głupia i co tu dużo mówić- żałosna.
Podsumowanie:
Jestem rozczarowana, rozgoryczona i dla mnie jest to kompletne dno dna, choć i tak pozostaje lepsze niż "Dziennik panny służącej", od której, proszę, trzymajcie się z daleka!
Młodsi odbiory ją docenią, ja jako osoba już, de facto, dorosła- uważam, że jest to "książka", a właściwie powinnam napisać pseudo książka o tym co znajdziemy tak naprawdę wszędzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz