sobota, 15 kwietnia 2017

Sobota z filmem: Hannah Montana. Film, reż. Peter Chelsom (2009)

Tak, dobrze widzicie. Dzisiaj mam dla Was recenzję filmu, który oglądałam jako małolata i od razu pokochałam. Ostatnio udało mi się obejrzeć go ponownie, ale z zupełnie innymi odczuciami.



Miley ma zagrać na scenie w Nowym Jorku koncert jako znana wszystkimi Hannah Montana. Niestety jej tata ma dla niej inne plany, a mianowicie zabiera ją do rodzinnego Tennessee, aby odwiedziła swój dawny dom oraz rodzinę.
Dziewczyna jest wściekła na ojca i chce wrócić do domu na własną rękę, ale na szczęście sama odchodzi od tego pomysłu. Nie poznaje własnego konia, na którym jeździła będąc małą dziewczynką, a także nie poznaje przyjaciela z dzieciństwa. Wszyscy jej powtarzają, że Kalifornia ją zmieniła i nie jest już tą Miley co kiedyś. Nastolatka postanawia w jakiś sposób udowodnić innym, że ta Miley to ta sama Miley z przed lat, a także chce pomóc upadającemu miasteczku w zbiórce potrzebnych pieniędzy.


Film obejrzałam prawie 8 lat temu, mając wtedy 10 lat. Wtedy było to dla mnie arcydzieło, które powinnam obejrzeć tak ze sto razy (kto wie czy tak się nie stało).
Oglądając ponownie ten film po tylu lat, dochodzę do wniosku, że.. absolutnie nie wiem co w nim widziałam.

Miley/ Hannah pokazała jak wygląda rozkapryszona gwiazda, która zawsze musi mieć wszystko czego chce. No bo jak to nie można zjeść ciastka i mieć ciastka? Absolutnie podziwiam Lily, za to, że pomimo tego wszystko trwała przy Miley przez te wszystkie lata.


Jackon, Travis, tata Miley i Jacksona... No tak, faceci. Jak to oni nie rozumieją tej biednej dziewczyny! Ciągle się jej tylko czepiają i mają do niej jakieś dziwne pretensje. (sarkazm).


Film ma dużo dziwnych scen, które chwilami nie mają kompletnie sensu. Mając te 18/19 lat na karku i oglądając ten wytwór zadałam sobie podstawowe pytanie: "Co ja do cholery widziałam w tym filmie?"
Pisząc ten tekst, nareszcie wiem. Już wtedy uwielbiałam miłość. W sensie takim, że dziewczyna spotyka chłopaka, zakochują się i tak dalej, a potem wszystko kończy się happy endem. Zostało mi to stety lub niestety do dziś, z tą różnicą, że czytam takie książki.

Nie jest to na pewno kino wysokich lotów i nie powinien on pozostać w pamięci na jakoś bardzo długo (po setnym razie oglądania go, nadal pamiętam prawie każdą scenę :D ), lecz dla takiej młodszej młodzieży z pewnością jest to film godny nawet samego Oscara!

Czy polecam?
W sumie to tak. Można obejrzeć, a później wyciągnąć jakieś tam wnioski. Na odmóżdżenie jest jak najbardziej OK. A i piosenki też ma fajne, bo w końcu to Hannah Montana! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz