Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 17.02.2014
Liczba stron: 480
Powieść biograficzna
Książka została napisana w taki sposób, że czytelnik czuje się jakby sam przeprowadzał rozmowy z bohaterami.
Postać Zdzisław Beksińskiego, który był szczery do bólu, ale nie potrafił odmawiać, szczerze mówiąc- przerażała mnie.
Sam sposób w jaki opisywali go różni przyjaciele i znajomi, mówi śmiało o tym, że był to osobnik odstający od reszty społeczeństwa i chwilami przerażający.
Tomasz Beksiński, czyli równie wielka niewiadoma co jego ojciec. Indywidualista, pragnący miłości odwzajemnionej.
W książce pojawia się pewien cytat, który sprawił, że przelała się czara goryczy.
"Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna.
Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna"
Możecie spytać, ale jak to czara goryczy?
A no tak. Po za tym, że Magdalena Grzebałkowska odwaliła kawał świetnej roboty, to książka jest bardzo przytłaczająca.
Czytałam ją po dosłownie kilka stron, a zajęło mi to ponad miesiąc. Nie mogłam znieść tych wszystkich rozmów, słów na temat malarza i jego rodziny. Wszystko to wstrząsnęło mną i to porządnie.
Historia rodziny Beksińskich jest bardzo nietypowa i typowa zarazem. Matka, która kocha swojego syna najbardziej na świecie. Tak bardzo, że jest on później niemal uzależniony od niej. Ojciec, który ma tak naprawdę gdzieś swojego syna i rodzinę, a zależy mu jedynie na spełnianiu swoich pasji oraz pracy. Choć sam Beksiński mówił, że nie zależało mu na pieniądzach, to jednak nie jest prawda. Moim zdaniem chciał tych pieniędzy, no bo inaczej po co by malował cały czas i sprzedawał przez wyznaczone osoby te dzieła?
Jak dla mnie zabrakło w tym wszystkim kobiecej postaci. Owszem przewijała się Zofia Beksińska, oraz jej matka jak i matka Zdzisława. Tomek miał koleżanki, które się o nim wypowiadały, ale w całej książce zabrakło mi jednak opisu Zofii. Jestem bardzo ciekawa jak to mogło wyglądać z jej strony, co o tym sądziła, jak to postrzegała. Może kiedyś ktoś się podejmie i napiszę całą książkę poświęconą pani Zofii?
Równie zagadkowa wydaje mi się postać Piotra Dmochowskiego, który był niejakim przyjacielem malarza. Z tego co pamiętam mieszkał on z żoną we Francji, a za obrazy od Beksińskiego przesyłał mu płyty z najnowszą muzyką. Ale nie tylko, bo wyszukiwał dla niego różnych przyborów malarskich oraz codziennego użytku.
Zaskakujące jest to jak to wszystko sprawnie działało w latach 60, 70 oraz 80 XX wieku.
Wróćmy jeszcze na chwilę do naszych głównych bohaterów. Zastanawiałam się, dlaczego tak właściwie Tomek chciał zakończyć swoje życie? Było to spowodowane smutkiem, samotnością czy być może brakiem miłości ze strony ojca? Możliwe, że w książce zostało to wyjaśnione, albo przynajmniej wynikło z domniemań, a ja tego nie wychwyciłam.
Na pewno straszne jest to, że zarówno Zofia, Tomek jak i Zdzisław zmarli w tragiczny sposób. Zofia zmarła z powodu pęknięcia tętniaka, Tomek popełnił samobójstwo (jak, niestety nie pamiętam lub nie było to opisane w książce), a Zdzisław został zamordowany z zimną krwią w swoim własnym mieszkaniu.
Przyznam się szczerze i bez bicia, że nie mam bladego pojęcia jak zakończyć tą recenzję. Choć nawet nie można jej nazwać mianem "recenzji", bo jest to zbiór nieskładnych zdań, które nijak się mają do siebie nawzajem. Jednakże dalej pozostaję niemal oczarowana piórem autorki i tym jak ożywiła te postaci. Mam nadzieję, że następne biografie czy też reportaże, jakie kiedykolwiek przeczytam, okażą się równie dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz