Tytuł oryginału: Someday, Someday, Maybe
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 5.11.2018
Liczba stron: 424
Literatura obyczajowa
Zacznę od tego, że Franny to zdecydowanie jedna z moich ulubionych bohaterek wszech czasów. Jest tak totalnie prawdziwa! Okropnie niezdarna, najpierw mówi, a dopiero potem myśli, ale przy tym jest taka urocza. Ja wiem, że takich bohaterek przewinęło się tysiące przez świat literatury, ale właśnie ona wzbudziła moją ogromną sympatię.
Początkowo nie mogłam jakoś wbić się w tę historię, cały czas coś mnie rozpraszało, ale w pewnym momencie nagle zaczęłam coraz bardziej przeżywać emocje głównej bohaterki. Oczywiście, każda przeżywana przez nią sytuacja była okraszona genialnym humorem. No, może słowo "genialny" jest tu użyte na wyrost. Ktoś może powiedzieć, że ta powieść była nie śmieszna, tylko żałosna. Jednak każdy ma swoje poczucie humoru, a ta książka idealnie trafiła w moje.
Jak wspomniałam wcześniej, myślałam, że będzie to romans, a przynajmniej książka, w której ten romans odgrywa największą rolę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy na pierwszy plan wysunęła się sama Franny i jej plany na wielką karierę, a jej miłostki zostały całkowicie zepchnięte na dalszy plan. Tak właściwie już tym elementem powieści autorka mnie kupiła.
Choć fabuła jest naprawdę prosta, to jednak jej w niej coś, co nie pozwala się oderwać od tej książki. Być może sprawia to sama główna bohaterka, która zdecydowanie jest największą zaletą powieści, a może dzieje się tak za sprawą ciągu wypadków, jakie ciągle przydarzają się Franny. W każdym razie ja jestem zachwycona i z chęcią sięgnę po kolejne książki Lauren Graham.
Dla kogo byłaby to pozycja idealna? Myślę, że dla osób, którym zdecydowanie przejadł się romans w każdej obyczajówce, a które zdecydowanie cenią sobie zabawne historie.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz