Kilka miesięcy później w hostelu w Harlemie zostaje odnalezione ciało młodego turysty, który został zamordowany. Narzędziem zbrodni okazuje się pozytywka. Nikt nie zna mężczyzny i nie wie, w jakim celu przyjechał do Nowego Jorku.
Obie sprawy prowadzi John Slade, który jest agentem FBI, świetnie mówiący po polsku. Jednak i on ma pewną tajemnicę, która może zmienić wszystko.
Wydawnictwo: Burda Książki
Rok wydania: 9.05.2018
Liczba stron: 454
Kryminał
Głównym bohaterem jest John Slade, który wcześniej pracował jako policjant, a przez ostatnie dwa lata pracuje w FBI. Na początku wydał mi się taki poważny, zapatrzony w siebie. Widziałam go jako typowego pracownika FBI, który ma się za Bóg wie kogo. Jednak czytając dalej, nagle zmienił się mój sposób postrzegania Johna i z tego super poważnego śledczego stał się zwyczajnym mężczyzną, którego celem jest odnalezienie winnych i zamknięcie sprawy. Ostatecznie zyskał on moją sympatię i chyba jest to jeden z niewielu bohaterów kryminałów, których lubię.
Akcja powieści kręci się wokół tych dwóch wydarzeń. Jeśli chodzi o śmierć syna amerykańskiego dyplomaty, to był to wątek, który odrobinę mnie nudził. Tutaj policjanci się troszkę pokręcili, coś tam wyłapali, na coś wpadli i bum! Znaleźli potencjalnych podejrzanych i już mogli spokojnie rozpocząć za nimi pościg. Za każdym razem, gdy w rozdziale autor powracał do tej historii, nudziłam się (jak wspomniałam wcześniej) i nie mogłam się skoncentrować na tym, co właśnie się dzieje.
Natomiast, kiedy czytałam już o zabójstwie jednego z gości hostelu, czułam się zdecydowanie bardziej zaciekawiona i naprawdę mnie akurat ten wątek wciągnął. Autor przedstawił tę historię, ukazując przy okazji jak ludzie nadal nie akceptują osób o innym kolorze skóry. Nawet pojawiła się scena, kiedy jeden z bohaterów stwierdził, iż zniesienie niewolnictwa jest prawdziwą tragedią.
Bardzo ciekawiły mnie sposoby głównego bohatera na rozwikłanie tej zagadki, kto popełnił morderstwo. Akcja toczyła się w tym przypadku w Nowym Jorku oraz w Wisconsin, skąd pochodził gość hostelu.
Ciekawe jest to, że historię danego wydarzenia poznajemy co drugi lub co trzeci rozdział. Myślę więc, że książkę pana Szymańczaka można czytać na dwa sposoby. Jednym z nich jest czytanie każdego rozdziału po kolei (jak zrobiłam to ja), a drugim sposobem jest czytanie najpierw rozdziałów dotyczących śmierci syna ambasadora, a dopiero potem tych dotyczących śmierci mieszkańca Wisconsin.
Choć chwilami się nudziłam, to nie mogę powiedzieć, że autor pisze źle. Wręcz przeciwnie, nadal nie mogę wyjść z szoku, że debiut jest tak dobrze napisany. Każdy szczegół został dopracowany, każdy bohater został wykreowany bardzo dobrze, więc nie mam się tu do czego przyczepić.
Moim zdaniem jest to książka idealna dla fanów kryminału w najczystszej postaci i mógłby być to dla takowego osobnika idealny prezent.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Burda Książki.
PS. Od czwartku moje recenzje możecie znaleźć również na upolujebooka.pl! Teraz nie będą one zalegały jako komentarze i jest szansa, że więcej osób je przeczyta. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz