Cykl: Krew Ferów (tom 1)
Wydawnictwo: We need YA
Data wydania: 15.05.2019
Liczba stron: 464
Fantastyka młodzieżowa
March ma tylko metr dwadzieścia wzrostu, przez co jest wyśmiewana przez swoich rówieśników. Nie pomaga jej fakt, że ma małe problemy ze swoją złością, przez co zyskała również status psycholki. Jej najlepszą przyjaciółką jest Isel, dziewczyna obrażana przez innych z powodu swojej wagi, choć nie przejmuje się tym za bardzo. Pewnego dnia March ma dziwny sen, w którym przenosi się do świata dziwnych elfów, które niekoniecznie są przyjazne. Dodatkowo okazuje się, że ktoś ją śledzi... Dziewczyna coraz częściej zastanawia się, kim naprawdę jest i dlaczego nawet jej matka ma przed nią jakieś tajemnice. Jedno jest pewne: chęć odkrycia prawdy będzie bogate w przeróżne przygody i mogą sprowadzić na March masę kłopotów.
Główną bohaterką jest March, taka malutka i niepozorna dziewczynka. No, chciałabym. W rzeczywistości jest to bardzo złośliwa osóbka, której nie można powiedzieć nic, gdyż za chwilę się denerwuje. No i gotowa jest bić każdego, kto zalezie jej za skórę. Przypomnę, że March ma tylko 120 cm wzrostu, więc to jej bicie to tak średnio wychodzi. Z początku myślałam sobie, że jest to fajna bohaterka, którą z pewnością polubię. No niestety, przez kilka jej dziwnych zachowań stwierdzam, że ta dziewczyna mnie okropnie denerwuje i nie polubiłyśmy się.
Ogromnie szkoda było mi natomiast Isel. Dziewczyna bardzo dobrze się uczyła, nie zawadzała nikomu, nie wyzywała nikogo. Po prostu była, ale jednak to wystarczyło okropnym dzieciakom, żeby zaczęły się nad nią znęcać. Powodem ich okropnych słów i zachowania była tusza tej bohaterki. Kiedy pojawił się ten temat po raz pierwszy, zagotowało się we mnie. Myślę, że teraz żyjemy w takich czasach, kiedy nękanie kogoś z powodu jego wyglądu jest co najmniej żałosne, ponieważ każdy ma prawo wyglądać, jak chce. Mogę być gruba, chuda, mieć ciało w tatuażach, zrobić sobie różowe włosy, czy cokolwiek - i nikt nie ma prawa mnie z tego powodu wyzywać.
Bohaterem, który mnie zauroczył na maksa, jest Piątek. Czarny kocur, który umie mówić. Tu na myśl może nasuwać się Wam kot znany z Sabriny, nastoletniej czarownicy. Chyba charakterem nawet przypominał właśnie tego kota Sabriny. Polubiłam go za jego szczerość, inteligencję oraz spryt. Właściwie nie powinnam chyba tak pisać, ponieważ każdy kot na swój sposób jest sprytny i inteligentny. No nieważne. Ważne, że Piątek to bohater zdecydowanie wart uwagi i sympatii.
Przyznaję się z ręką na sercu, że bałam się zaczynać tej książki. Istniało wielkie ryzyko, że nie spodoba mi się ta historia i tylko się rozczaruję. Jednak Adam Faber chyba użył prawdziwej magii, ponieważ wciągnęłam się już od pierwszej strony.
Akcja tutaj pędzi i był chyba tylko jeden taki moment, kiedy na chwilę ona zwolniła. Poza tym, podczas lektury nie zaznałam nudy, ponieważ cały czas coś się działo. Autor po raz kolejny ciekawie przedstawił świat Ferów, którzy są okropnie złośliwi, wredni i wyrachowani. Choć w pewnym stopniu mnie zafascynowali swoją beztroską oraz magią, która ich otacza.
Miasto snów przeczytałam za dwoma posiedzeniami, ponieważ książkę czyta się w ekspresowym tempie. Zakończenie całkowicie mnie zaskoczyło i z niecierpliwością czekam na drugi tom, który podejrzewam, będzie jeszcze bardziej naładowany akcją i magią.
Jeżeli nie polubiliście się za bardzo z Kronikami Jaaru, a szukacie dobrej powieści fantastycznej, to spróbujcie przeczytać Miasto snów. Być może dzięki tej powieści zakochacie się w tym świecie.
Za możliwość przeczytania ślicznie dziękuję wydawnictwu We need YA.
Jak nie gustuję w takim gatunku, tak ten tytuł brzmi naprawdę ciekawie :) Zapisuję sobie tytuł :)
OdpowiedzUsuńwww.whothatgirl.pl