Tytuł oryginału: The Court of Mist and Fury
Cykl: Dwór cierni i róż (tom 2)
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 768
Data wydania: 11.01.2017
Fantasy
Od momentu, gdy trzymałam w rękach pierwszy tom serii Dwór cierni i róż, minęło już trochę czasu. Przyznam się szczerze, że nie potrafiłam zebrać się w sobie, żeby sięgnąć po tomy kolejne. Dopiero kilka dni temu przemogłam się i ściągnęłam w półki Dwór mgieł i furii. Teraz więc zapraszam Was do zapoznania się z moją opinią.
Feyra wiedzie dosyć spokojne życie u boku Tamlina na Dworze Wiosny. Choć ukochany robi dla niej wszystko i zapewnia jej największe luksusy, młoda kobieta zaczyna czuć się w pięknym pałacu coraz bardziej ograniczana. W snach ciągle powracają do niej koszmary, w których Amarantha i jej wymyślne tortury. W obawie o bezpieczeństwo Feyry, Tamlin postanawia zamknąć ją w złotej klatce, to budzi w niej ogromną frustrację. Dodatkowo największy wróg Tamlina, Rhysand z Dworu Nocy zaczyna dopominać się o spłatę długu...
Pamiętając swój zachwyt pierwszym tomem, byłam w stu procentach przekonana, że w tym drugim tomie znajdę jeszcze więcej świetnej akcji i wyrazistych bohaterów. Chyba miałam zbyt wysokie oczekiwania, ponieważ Dwór mgieł i furii mógłby spokojnie zmniejszyć się do jakichś trzystu stron (zamiast mieć ich ponad siedemset), a nie wpłynęłoby to znacząco na jakość tej książki. Jednak zacznę standardowo, od bohaterów.
Feyra, która w pierwszym tomie wzbudziła moją sympatię, tutaj pokazała, że naprawdę można jednocześnie ją lubić i nienawidzić. Choć może to za ostre słowa. Z jednej strony irytowała mnie okropnie swoim takim niezdecydowaniem. Nie była pewna czy cieszy się z możliwości uwolnienia się od Tamlina na kilka dni, czy wręcz odwrotnie. Jej zdanie zmieniało się jak w kalejdoskopie. No cóż, w końcu Feyra jest kobietą, więc ma prawo być zmienną, ale... no bez przesady.
Z drugiej strony wzbudziła we mnie podziw, ponieważ w kryzysowych momentach potrafiła stanąć na wysokości zadania. Zamiast gadać i biadolić nad swym nieszczęsnym losem, brała się do roboty, po prostu. Za to należą się jej duże brawa.
Byłam wielką fanką Tamlina i jego związek z Feyrą był dla mnie spełnieniem książkowych marzeń (głupio to brzmi, nie zwracajcie uwagi). Nie miałam pojęcia, dlaczego wszyscy tak na niego narzekają, przecież Tamlin to taki fajny chłopak! No tak. Zmieniam o nim zdanie kompletnie. Jest to irytujący mężczyzna, który chce mieć swoją kobietę tylko i wyłącznie dla siebie. Najlepiej, gdyby siedziała w jednym pokoju przez cały dzień i czekała na niego. Wyjście samej do ogrodu? Nie ma nawet takiej opcji! Jestem teraz na nie, jeśli chodzi o tego bohatera. Wcale nie dziwię się, że tak wiele czytelników go nie lubi.
Przekonałam się z kolei do Rhysanda. Na pierwszy rzut oka wydaje się takim aroganckim mężczyzną, który ma w głębokim poważaniu kto i co o nim myśli. Sama tak o nim myślałam i dlatego też nie pałałam do niego przesadną sympatią. Tutaj jednak autorka przedstawiła go bliżej, dzięki czemu widzę, że Rhysand to troskliwy, zabawny i sympatyczny bohater. Jest też wrażliwy, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć, więc wiecie, zachowajmy to w tajemnicy.
Po Sarze spodziewałam się czegoś naprawdę wow. W końcu Szklany tron kocham miłością bezgraniczną (mimo wad tej serii), więc chciałam tak samo pokochać Dwory. No niestety, przez jakieś 80% tej książki, nudziłam się okropnie. Dla mnie było to nic nieznaczące pitu-pitu, które co prawda przedstawiało znajomość Rhysanda i Feyry oraz chwilami ciekawe odwiedzanie przez nich poszczególnych miasteczek i innych Dworów, jednak... to nie było to.
No dobrze, miało to pewnie istotne znaczenie dla całej fabuły, jednak dla mnie było to okrutnie nudne. Po raz kolejny trafiłam na książkę, której dotknął syndrom środkowego tomu. Dopiero ostatnie dwieście lub sto pięćdziesiąt stron przykuło moją uwagę pędzącą akcją i szokującymi zwrotami akcji. Szkoda tylko, że był to niewielki procent w stosunku do całej powieści.
Co do języka nie mam zastrzeżeń, bo Sarah J. Maas pisze po prostu dobrze i nie da się temu zaprzeczyć. Jednak tutaj coś poszło nie tak i albo ścigał ją deadline, albo nie wiem co. Pozostaje mi mieć nadzieję, że tom trzeci zrekompensuje mi tę nudę i postawi na nogi całą serię. Bardzo nie chciałabym, żeby Dwory były dla mnie jedną z gorszych serii.
Na miłe zakończenie dodam jeszcze cytat z tej pozycji, który bardzo mi się spodobał. Bardzo rzadko zaznaczam coś w książkach, jednak tutaj nie mogłam się oprzeć.
“Kiedy spędzasz tak wiele czasu uwięziony w ciemności, (…), odkrywasz, że ciemność zaczyna patrzeć na ciebie.”Mimo wszystko polecam zapoznać się z tą serią. Być może komuś innemu spodoba się nie tylko tym pierwszy, ale i ten drugi. Ja cieszę się, że przebrnęłam przez tę książkę i będę mogła zabrać się za trzecią część. Oby okazała się dobra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz