Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 16.07.2019
Liczba stron: 384
Literatura obyczajowa
Zanim ją zaczęłam, patrząc na nią, spodziewałam się zwyczajnej obyczajówki, która będzie miłą odskocznią po męczącym dniu. No cóż, moje wszystkie oczekiwania nie spełniły się, ale o tym dokładniej za chwilę.
Marysia zajmuje się ogrodem leżącym przy jednej z rezydencji. Robi to z pasji i raczej nie liczy na zapłatę. Jednak pewnego dnia spotyka właściciela domu, którym okazuje się przystojny Adam Antoni Kochański. Składa jej propozycję pracy, na co kobieta się zgadza. Na tym mogłoby się skończyć, ale... Między nimi zaczyna kiełkować przyjaźń, która przeradza się później w coś głębszego. Adam jednak nie wie, co Marysia przeszła już w swoim życiu i czemu jest tak nieufna w stosunku do mężczyzn...
Główna bohaterka, Marysia, wzbudziła we mnie dużo sympatii oraz podziwu. Przeszła ona w swoim życiu bardzo trudne chwile i jestem pod wrażeniem tego, jak silna i wytrwała jest to kobieta. Z drugiej jednak strony, momentami irytowała nie jej taka sztuczna (przynajmniej dla mnie to tak brzmiało i wyglądało) zabawność i pewność siebie.
Jeśli chodzi o Adama Antoniego Kochańskiego (wybaczcie, bardzo podoba mi się to imię i nazwisko), to on z kolei zaimponował mi swoją wyrozumiałością względem Marysi. Nie naciskał na nią w trudnych kwestiach i cierpliwie czekał na to, aż sama coś powie o sobie czy swojej przeszłości. Jednak on również nie jest bez wad, ponieważ denerwowała mnie jego dość nieszczera szarmanckość. Miałam wrażenie, że tylko na pokaz próbował przedstawić siebie jako tego, który jest kulturalny, a gdy Marysia nie słyszała, to klął jak szewc i odzywał się do innych po chamsku. Podejrzewam, że autorka zrobiła to celowo, chcąc podkreślić dobre zachowanie Adama w stosunku do kobiet, jednak mnie ono nie kupiło.
Jeśli chodzi o styl pisania autorki, to tutaj raczej nie mam zastrzeżeń. Ciekawie wykreowani bohaterowie, dobrze poprowadzona akcja. No, może poza scenami łóżkowymi, które dla mnie były opisywane dość... żenująco. I tutaj z całym szacunkiem do pani Pasek, być może te fragmenty spodobałyby się innym czytelnikom, nie mam zamiaru tego kwestionować. Dla mnie jednak były one po prostu złe.
Fabuła, czyli coś, co odgrywa tu główną rolę. Spodziewałam się po niej czegoś przyjemnego, sama okładka mi to sugerowała! Piękny biały domek, zadbany ogród i przystojny mężczyzna... Otrzymałam jednak historię niekoniecznie wesołą, momentami dołującą wręcz. Jednakże wszystko trzymało się tutaj logicznej całości, więc nie mam zamiaru zbytnio narzekać.
Ogromnie cieszę się, że autorka poruszyła tutaj temat przemocy domowej: zarówno tej psychicznej, jak i fizycznej. Jest to ogromnie ważny temat, o którym trzeba mówić jak najwięcej. Dlatego jestem wręcz wdzięczna Dorocie Pasek za to, że ten wątek tu wplotła, a tym samym przypomniała, że ten problem wciąż istnieje i nie można pod żadnym pozorem o nim zapominać. Drugą sprawą jest to, że fragmenty, gdzie przedstawianie czy wspominane były krzywdy wyrządzane przez oprawcę, wzbudzały we mnie smutek, a nawet i łzy.
No tak. Miała to być lekka lektura, a dostałam powieść co prawda zawierającą komizm sytuacyjny i językowy, a jednocześnie poruszającą ważny wątek. Dziewczynę od trawnika mogę ocenić jako powieść dobrą oraz polecić wielbicielom powieści obyczajowych, ale nie tych lekkich i wesołych.
Za egzemplarz ślicznie dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz