Tytuł oryginału: Apple and Rain
Tłumaczenie: Małgorzata Glasenapp
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 15.05.2021
Liczba stron: 304
Literatura młodzieżowa
Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy miałam do czynienia z twórczością Sary Crossan, całkowicie przepadłam. Tippi i ja to książka, która zapadła mi w pamięci, którą polecam niezmiennie oraz do której chcę i potrzebuję wracać. Kiedy w moje ręce trafiła kolejna powieść tej autorki, nie mogłam doczekać się momentu, gdy ją poznam. Czy My dwie, my trzy, my cztery dorównują Tippi i ja? O tym w tej recenzji.
Apple jest trzynastolatką, która mieszka z babcią. Dziewczynka bardzo ją kocha, jednak czasami ma wrażenie, że babcia nie rozumie tego, że Apple nie jest już małym dzieckiem. Chciałaby spotykać się z koleżankami po szkole bez słuchania o niebezpieczeństwach i śmierci. Dziewczynka tęskni też za swoją mamą, która zostawiła ją jedenaście lat temu. Teraz staje się cud: mama powraca do domu, a Apple nie posiada się ze szczęścia. Jednak co, jeśli babcia miała rację i powinno się uważać, czego się sobie życzy?
Zacznę od tego, że kiedy wzięłam tę powieść do rąk i zaczęłam ją czytać - od razu, momentalnie przepadłam. Historia Apple i jej babci bez ostrzeżenia wciągnęła mnie w swoje sidła, a ja wczułam się w sytuację głównej bohaterki powieści i przeżywałam wszystkie jej radości, smutki i rozczarowania wraz z nią.
Apple to dziewczynka, która może być uważana przez innych za dziecinną i niedojrzałą, jednak tak nie jest. Jest to bohaterka niezwykle silna psychicznie, odważna i troskliwa, do której pięt nie dorastają dziewczyny, które się z niej śmiały. Coś w tej postaci przypominało mi mnie samą, więc nie dziwię się sama sobie, że tak mocno zżyłam się z tą bohaterką oraz całą historią. Nie chciałam z niej wychodzić, a kiedy przewróciłam ostatnią stronę, dotarło do mnie, że już nigdy ta książka nie będzie dla mnie czymś “nowym”.
Babcia głównej bohaterki przez większą część książki wzbudzała moją irytację. Tak mocno oparła się o swój strach, że robiła dosłownie wszystko, by tylko trzymać Apple przy sobie. Z jednej strony rozumiem jej lęki i zamartwianie się o wnuczkę, z drugiej jednak ten ciągły strach i opowiadanie o niebezpieczeństwach świata zaczęły powoli prowadzić do tego, że Apple nie mogła po prostu żyć i korzystać z życiowych możliwości.
Autorka po raz kolejny zachwyciła mnie swoim piórem i umiejętnością tworzenia historii, która, choć wydaje się na pierwszy rzut oka dość prosta i zwyczajna, to gdy pozna się ją bliżej, zachwyca czytelnika i zabiera go do swojego świata. Historia Apple chwyciła mnie za serce i nie chciała go puścić, aż do końca. Cieszę się też, że autorka i do tej powieści wplotła elementy poezji – to jest zdecydowanie aspekt, który jej powieści wyróżnia na tle pozostałych młodzieżówek.
My dwie, my trzy, my cztery to pozycja wręcz obowiązkowa dla miłośników literatury młodzieżowej, w której nie brakuje dramatów czy wszelkich ważniejszych wątków. Sarah Crossan zdecydowanie zasługuje na większy rozgłos i mam nadzieję, że jeżeli kogoś z Was zainteresowała ta książka, to po nią sięgniecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz