Wydawnictwo: Editio Red
Data wydania: 16.06.2021
Liczba stron: 400
Romans, sensacja
No cóż, o tym, że twórczość Ludki Skrzydlewskiej to jedno z moich większych odkryć, nie muszę chyba pisać znów. Kiedy w moje oczy wpadła najnowsza powieść tej autorki, wiedziałam od razu, że muszę ją przeczytać. Opiekunka miała w sobie coś, co mnie przyciągało. Czy lektura tej książki sprawiła mi radość i czy zachwyciła mnie równie mocno, co poprzednie historie Ludki? O tym w tej recenzji.
Josie ma beztroskie dzieciństwo - ale tylko do czasu. Pewnego dnia jej życiem wstrząsa ogromna tragedia, a dziewczynka zostaje sierotą. Może liczyć jednak na wsparcie swojej opiekunki, Reese, która zajmuje się nią od ponad roku. Młoda dziewczyna jest studentką psychologii i niezwykle mocno angażuje się w opiekę nad dziewczynką. Kiedy do miasta przylatuje biologiczny ojciec Josie, od początku nic nie idzie po myśli Reese. Mężczyzna okazuje się nieprzyjemnym typem, który ma gdzieś los swojego dziecka. Owen nie potrafi zaufać opiekunce córki, jednak ze względu na dobro dziewczynki ta dwójka będzie musiała jakoś połączyć siły, by uchronić Josie przed ewentualnym niebezpieczeństwem... Czy Reese i Owen zdołają zaufać sobie na tyle, by ochronić dziewczynkę?
Pozwólcie, że na początek wspomnę kilkoma słowami główną bohaterkę powieści. Reese niezwykle przypadła mi do gustu. Jest to bardzo dobrze wykreowana postać, która ma wiele zalet, ale posiada też pewne wady, które czynią ją bardziej ludzką i taką prawdziwą. Nie jest to bohaterka, która jest płaska czy nijaka, ponieważ jej charakter, który ujawnia się niemal na każdej stronie tej powieści, po prostu wzbudza pewnego rodzaju podziw. Oczywiście, chwilami odczuwałam irytację spowodowaną tym, jak bardzo ta postać chciała ochronić Josie i decydowała się na okrutnie niebezpieczne rzeczy, jednak w tym wszystkim było też coś, co po prostu wzbudzało mój podziw.
Owen, czyli ojciec dziewczynki z początku raczej nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Wydał mi się antypatyczny, zapatrzony w siebie i w swój sukces, a także okrutny względem córki i jej opiekunki. Z czasem jednak zaczęłam postrzegać tego bohatera jako kogoś, kto po prostu zyskuje po pewnym czasie. Może nie przywiązałam się do niego za bardzo i raczej nie będę o nim wspominać z ciepłem rozlewającym się po sercu, ale na pewno w jakiś sposób zapadł mi on w pamięci.
Jak przy poprzednich książkach Ludki Skrzydlewskiej, muszę wspomnieć o jej piórze. Autorka pisze bardzo lekko, płynnie, a lektura tej książki do czysta przyjemność. W momencie, gdy do głosu dochodzi wątek sensacyjny – dzieje się prawdziwa magia, a książki nie sposób odłożyć. Wiem, co piszę, próbowałam robić sobie przerwy na ochłonięcie, ale nie potrafiłam. Moja ciekawość była zbyt wielka.
Cieszę się, że Ludka wspomniała tutaj o wątku sieroctwa, a ponadto o przemocy domowej - są to jedne z ważniejszych wątków, jakie mogą pojawić się w powieściach. Choć bywają one niezwykle wciągające, to wzbudzają przy tym wiele skrajnych emocji – strach, niepokój, smutek czy po prostu wściekłość. Tak, ta książka zdecydowanie obfituje w wiele sytuacji wzbudzających te właśnie uczucia w czytelniku. Dlatego, jeśli macie słabsze nerwy – przygotujcie sobie porządną porcję melisy.
Opiekunka to książka, która zachwyciła mnie od pierwszej do ostatniej strony. Po raz kolejny autorka znalazła sobie miejsce w moim czytelniczym sercu i długo z niego nie wyjdzie. Historia ta z pozoru dość prosta i lekka ma wiele ważnych aspektów, które warto poznać. Jeśli nie obce Wam romanse z silnie zarysowanym wątkiem sensacyjnym czy kryminalnym, to koniecznie musicie poznać i tę powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz