Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 8.11.2023
Liczba stron: 286
Literatura młodzieżowa
Kiedy po raz pierwszy pojawiła się informacja, że Julia Żugaj będzie wydawać książkę — nastąpiło ogromne poruszenie. Przyznaję, sama uległam tejże fascynacji, choć pewnie z innego powodu, niż inni. Okrutnie ciekawiło mnie to, jaki pomysł ma ta influencerka i jak będzie wyglądało jego wykonanie, jednak tego, co wyszło ostatecznie, się nie spodziewałam. Okazało się, że przy powieści ma także pracować Przemek Corso, który ma na swoim koncie już kilka pozycji. Czy ta współpraca wyszła im na dobre? O tym w tej recenzji.
Mia mieszka w pięknej nadmorskiej miejscowości Cape May razem z mamą i ojczymem. Jej ogromną miłością jest baseball, bez którego nie wyobraża sobie życia. Oprócz tego nastolatka darzy głębokim uczuciem bez oraz swojego wiecznie zapracowanego biologicznego tatę. Pewnego dnia jednak na jej drodze stają nowi mieszkańcy miasteczka — rodzeństwo Sophie i Nicholas. Czy istnieje szansa na to, by Mia mogła nawiązać z nimi relacje? Co skrywa rodzeństwo i jaki jest prawdziwy powód ich przeprowadzki?
Zaczynając tę książkę, miałam ogromne nadzieje, choć to chyba za dużo powiedziane. Nie nastawiałam się na nic konkretnego, ale z drugiej strony liczyłam na po prostu lekką i wciągającą młodzieżówkę, która umili mi długi weekend. No i cóż... Pierwszy rozdział bezlitośnie pozbawił mnie tych złudzeń, ale co ciekawe, im dalej w las, tym coraz bardziej interesująco zaczęło się robić (choć może to brzmieć dosyć dziwnie).
Główna bohaterka wzbudziła moją sympatię, choć odniosłam wrażenie, że nie jest tak dobrze wykreowana, jakbym sobie tego życzyła. Być może zabrakło czasu, a może po prostu nie do końca wiedziano, co z tym fantem zrobić. Mię mogę określić jednym słowem — baseball. To właśnie ten sport przyćmił tutaj wszystko inne i po prostu nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej na temat tej bohaterki. Jej relacje z rodzicami zostały przedstawione w sposób poprawny, ale daleki w moim odczuciu do ideału.
Fabuła powieści opiera się przede wszystkim na wątku sportowym, co mnie osobiście bardzo przypadło do gustu (bo mimo wszystko, uwielbiam ten wątek w powieściach zwłaszcza młodzieżowych), ale i nie zabrakło tutaj wątku rodzinnego i tego bardziej romantycznego, choć tego ostatniego było tutaj akurat jak na lekarstwo. Nie chciałabym wyjść na marudę, ale takie mam odczucia względem tej pozycji – cukierkowa okładka jasno powiedziała mi, że będzie tutaj w dużej mierze romantycznie, a ostatecznie wyszło... przeciętnie (co w zasadzie może być dla wielu dużym plusem).
Teraz pozwólcie, że ocenię tę książkę w dwóch aspektach. Pierwszy obejmuje sam pomysł na fabułę, bohaterów i wszelkiego rodzaju tematy, które zostały tutaj poruszone – no i tutaj obyło się bez zaskoczeń, ponieważ książka jest dość schematyczną opowieścią, która raczej nic nowego nie wnosi do literatury dla młodzieży, a jednocześnie może zachwycić wielu. Drugi aspekt to ten dotyczący samego wykonania. Miałam okazję kartkować kilka innych książek Przemka Corso, więc powiedzmy, że mniej więcej wiem, w jaki sposób operuje on słowem pisanym. W połączeniu z drugą osobą ten utwór literacki mógł wyjść naprawdę dobrze (w końcu oboje mają pewnego rodzaju wprawę w tworzeniu różnorakich treści), a jednak... Wyszło po prostu poprawnie, a chwilami miałam nieodparte wrażenie, że książka specjalnie napisana jest zinfantylizowanym językiem i takim nie do końca trafnym sposobem zapisu dialogów, by książka faktycznie wyglądała na dzieło debiutanta (w tym przypadku Julki, choć przecież nie jest to tylko jej powieść) i by idealnie dopasowała się do potencjalnej grupy odbiorców (czyli powiedzmy taki wiek 12-14). Czy to źle? No cóż, zależy od tego, kto po tę książkę sięgnie.
Tak miało być to powieść, która z jednej strony mnie rozczarowała, ale z drugiej na swój sposób okazała się urocza, wciągająca i po prostu przyjemna do czytania po całym męczącym dniu. Wiele rzeczy można było tutaj dopracować i przedstawić lepiej, ale patrząc na to, do kogo potencjalnie ta powieść ma trafić, nie mogę też nazwać jej w stu procentach słabą. Być może żyję w zbyt wyidealizowanym świecie, ale wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś, kto wcześniej po książki nie sięgał, a akurat po tę konkretnie sięgnie, to istnieje realne prawdopodobieństwo tego, że pójdzie w czytanie dalej i zacznie poznawać kolejne osoby autorskie i kolejne powieści. Dlatego poniekąd widzę sens w tej powieści i jednocześnie pokładam w niej nadzieję.
Jeśli nie odstraszają Was schematyczne i odrobinę infantylne powieści, to ta książka może okazać się idealną odskocznią od codzienności. Czyta się ją szybko, lekko i na swój sposób przyjemnie. Sama mam też nadzieję, że gdy sięgnę po inne książki pana Przemka – nie będę miała się już do czego przyczepić. To samo tyczy się Julii, o ile zdecyduje się ona na kolejne publikacje.😉
[Współpraca reklamowa]
Tak miało być do kupienia na Bonito
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz